niedziela, 31 października 2010

Przesyłka :)

Kilka dni temu w moje ręce trafiła pewna przesyłka.
Jak tylko spojrzałam na nadawcę szybko zabrałam się do rozrywania papieru...Okazało się , że pod zwykłym opakowaniem kryje się drugie pomysłowe opakowanie w stylu retro...I samo już to opakowanie było swoistym , niepowtarzalnym dziełem!
Nie będę Was trzymać dłużej w niepewności - prezentami zasypała mnie nasza Kochana Atena z Drewnianej Szpulki! i w zasadzie nic więcej nie muszę dodawać, ten pseudonim mówi sam za siebie.
Atenka, nie dość, że przemiła, ciepła i pozytywna osóbka, to jeszcze utalentowana ponad miarę! Ugruntowujemy się w tym przekonaniu wciąż na nowo, po kolejnym dodanym przez Nią poście!
Anetko, jeszcze raz dziękuję Ci, Kochana!!! Otrzymać takie cudności i to zupełnie bezinteresownie to taka rzadkość w dzisiejszym świecie..co innego w tym naszym blogowym, niby wirtualnym, a jakże prawdziwym i ciepłym światku :)
Zobaczcie same, te wypieszczone "cukierki", które tak ogrzały mi serducho!:)
A wszystko tak estetyczne, dokładne i subtelne, że rozpłynąć się można z zachwytu :













Woreczek i saszetka wypełnione są cudnie pachnąca lawendą...
i tylko jeden mam problem, biegam po domu i nie wiem gdzie najlepiej zawiesić te cudności , aby w pełni wyeksponować ich piękno :)

Pozdrawiam Was Wszystkie i życzę wspaniałej niedzieli!

poniedziałek, 25 października 2010

Historia pewnej miłości...


Aranżacje wnętrz, to coś co kocham ponad wszystko...
I od kiedy tylko pamiętam, zawsze wykazywałam w tym kierunku tak zwane "ciągoty".
Najpierw własnoręcznie wykonywane domki dla lalek - tworzone gdzie popadnie. Takie przenośne - w kartonie, w których to wszystko poprzyklejane było wikolem, aby skrupulatnie zaprojektowane pokoiki i mebelki nie przemieszczały się w czasie moich wędrówek po piętrach bloku.
Dobrze pamiętam moje telewizory robione z pudełek od zapałek. Tak bardzo dbałam o moje lalki, Anitkę i Zosię, że aby oszczędzić im rutyny, zmieniałam im co jakiś czas "kanał", przyklejając nowe obrazki na "kineskop" (Najczęściej z historyjek po gumach Kaczora Donalda ).
Pewnego dnia uświadomiłam sobie, że taki przenośny dom to trochę dziecinada i stworzyłam bardziej dorosły projekt - domek ukryty w wolnej szafce mojej meblościanki ( pamiętacie te poczciwe meblościanki, z których to łóżek lądowało się w nocy w tzw. rowie??). Szyłam ( jak umiałam wtedy ) firanki, zasłonki dla lalkowego domku. Już wtedy potrafiłam być bardzo zdeterminowana w poszukiwaniu odpowiedniego wzoru. I kiedy mama nie widziała, buszowałam w jej szufladach...odcinałam sobie kawałek jakiegoś ciucha i już!
Moim przedmiotem westchnień była też pewna gablota, która stała przed Fabryką Mebli. Mieściły się w niej cudne miniatury proponowanych mebli, urządzone w kilka propozycji pokoi. I choć miejsce to było dość oddalone od naszego miejsca zamieszkania, wszystkie spacery musiały obowiązkowo zahaczać o tamto, magiczne dla mnie miejsce.


Jako nastolatka sprawdziłam wszystkie możliwe ustawienia tapczanu w moim pokoju, a także średnio raz na pół roku zmieniałam tapetę na ścianach. Miałam taki swój sposób na rodziców, że poprostu zanim oni wracali z pracy,ja już miałam z pół pokoju zdartą tapetę i...nie mieli wyjścia - musieli się zgodzić na tapetowanie!
Swego czasu odkryłam też, że wygląd szafy można bardzo łatwo i przyjemnie zmienić.( Wtedy nie znałam jeszcze tych metod co dziś!) Kupowałam więc okleinę z rolki i ciach! szafa jak nowa - raz była czarna , raz biała, zależnie od momentu dojrzewania ;)
Kiedyś to znowu , niedzielnym przedpołudniem, zaczęłam malować szafki, przypadkową farbą, jaką znalazłam w domu. I choć nie dopuszczałam do siebie myśli, że pomysł jednak nie jest najlepszy, w pewnym momencie musiałam jednak spasować. Przekluczyłam pokój dla niepoznaki i w towarzystwie rozpuszczalnika i czapki na nosie, zatarłam ślady mojego nietrafionego przedsięwzięcia.
Przeprowadzka z rodzicami z bloku do domu była dla mnie rajem. I to nie tylko z oczywistych względów., Zostałam mianowana ( a może sama się mianowałam ?) głównym projektantem i dekoratorem całego domu.
Raj był tym większy, że nie musiałam rzecz jasna za to wszystko jeszcze wtedy płacić ( Ach..co za czasy...)
Nie muszę chyba nadmieniać, że dynamika mojego pokoju była nieporównywalna z niczym...Romantyczny klimat utrzymał się jednak najdłużej. Miałam przecudną tapetę w biało-kremowe, pionowe paseczki, z wyszukanym gdzieś za granicą bortem z subtelną kokardką..Komoda - rozrysowana przeze mnie i zamówiona w wymyślonym przeze mnie kolorze u stolarza.
Obraz z weneckimi gondolami wiozłam z Lyonu autobusem, lustro na panieńską toaletkę targałam w ulewnie pociągiem. 
Fotel wnosili mi oknem z tarasu, bo wyrysowana przeze mnie forma nie zmieściła się w drzwiach.
Mogłabym opowiadać i opowiadać..
Moje poprzednie  mieszkanie w kamienicy- z jednopoziomowego przerobione na dwupoziomowe.
Style zmieniane - od nowoczesnego do sielskiego.
Nie wiem jaką drogą się to roznosi , ale zaraziłam tą chorobą mojego męża jakiś czas temu. choć stadium ma mniej groźne, bo czasem powtarza mi " uspokój się, dziewczyno". Wybacz mężu, ale obawiam się, że może być tylko ze mną gorzej! :)
W naszej kawiarni mam też nie złe pole do popisu. Kawiarnia ma 7 lat, wystrój zmieniany x razy, z czego w zeszłym roku baaaardzo konkretnie.Totalnie. A największą radością jest dla mnie często zadawane przez klientów pytanie :" Kto wam wystrój projektował ?"
Urządzanie naszego obecnego domu, w którym mieszkamy od pół roku, to już osobny temat i totalna Nirvana...
Na razie jestem wierna klimatowi sielskiemu i co rusz coś pobielam, przecieram.
Tak więc jak widzicie siedzę w tym po uszy od dawna :)

W moim ostatnim poście dopatrzyłyście się na drugim tle konsolki. Miałam ją w końcu pokazać, bo zmajstrowałam ją już jakiś czas temu.
Rozrysowałam, zamówiłam surową...


Pacnęłam tu i ówdzie...( przy okazji także inne drobiazgi )

 

No i mam!
Co prawda szukam jeszcze jakieś dużej latarni, aby choć trochę zasłonić jeszcze kaloryfer.
Tak więc aranżacja wokół nie jest jeszcze ostateczna.







Dziękuję za miłe słowa i życzonka dla mojego roczniaka! Jesteście wspaniałe!
 Atence bardzo dziękuję za wyróżnienie dla mojego bloga, którym mnie uraczyła! Atenko, otrzymać je od Ciebie to zaszczyt!!!
W wolnej chwili przekażę je dalej.

Pozdrawiam Was Kochane wieczornie.
Jestem nieustannie pod wrażeniem Waszych prac.
Od Was czerpię inspiracje i pomysły.
Tymczasem!

czwartek, 14 października 2010

(Nie)zwykła codzienność...

Najlepsze w życiu dostajemy za darmo...każdego dnia na nowo...i uwielbiam to uczucie w sobie, kiedy po raz kolejny przekonuje się o tym, na własne oczy, na własne uszy, czy na własne serce...Na co ten ciągły pośpiech, mijanie w przeciągu tyle pięknych obrazków , jakie maluje przed nami codzienność???

Niebo, niczym bezkresna makieta..Wita mnie każdego dnia, codziennie w inny sposób i dobrze już wie, co mi przyniesie ten dzień. A ja w nadziei na szybsze odkrycie przyszłości, zaglądam pod każdą chmurkę...


Śpiąco słodko moje dziecko, które zaraz zacznie swój kolejny dzień..Jeszcze o tym nie wie, ale nauczy się dziś wiele cennych umiejętności i ugruntuje już te nabyte - jak choćby dawanie mamie buziaka.



Rozczulające minki mojego dziecka, które z wielkim zainteresowaniem i czujnością obserwuje właśnie muchę... :)

Uśpiony wieczornie dom, kiedy to można w ciszy i spokoju posiedzieć z ukochana osobą..



Czy choćby marschmallow'y pąsające wesoło w słoiku na słodycze ;)



Marshmallow'y znalazły się w moim domu nieprzypadkowo.
W miniony poniedziałek mieliśmy Bardzo Ważne Święto.



Nasz Dawidek świętował swoje pierwsze w życiu urodzinki!
Postanowiłam zadbać o maksymalnie kolorowy , urodzinowy stół.
Od kolorowej zastawy po kolorowe polewy .
Oto jak wspomniane marsmallow'y skończyły:




Polewa smakowała wyśmienicie!
Wypiekami już od rana pachniało w całym domu...


Polewa na babeczki została zrobiona z niezastąpionych , poczciwych krówek.



Wspaniałej, (nie)zwykłej codzienności i Wam Kochane życzę!



Dziękuję Państwu za uwagę ;))