poniedziałek, 28 czerwca 2010

Wianki czyli Świętojańskie Wróżby...

Noc Świętojańska to wspaniały dowód na to, że niektórych pogańskich zwyczajów po prostu nie da się wykorzenić i trzeba z nimi iść na kompromis..
Dawniej tej nocy zaczynało się od ognia - na wzgórzach i polanach rozpalano ogniska, wokół których tańczyły przepasane zielami młode dziewczęta. Chłopcy skakali przez płomienie, śpiewali pieśni miłosne, a przed północą ruszano w poszukiwaniu kwiatu paproci...Po tych obrzędach przechodzono do kąpieli wodnych..Wierzono, że wszelkie kąpiele, czy to w strumieniu, czy w porannej rosie, zmyją z człowieka chorobę i troski..Potem następowały obowiązkowe wróżby ze spławianych rzeką wianków..
A my??
Najdłuższy dzień mamy za sobą, choć wciąż do późnych godzin jest jasno..Upajam się tym i chłonę widok jasnego nieba , mimo że grubo po 22... Aż trudno uwierzyć, że to nie potrwa wiecznie.
Aby więc zatrzymać i zamknąć na dłużej te jasne i pachnące łąką noce, wybrałam się na niedaleką łąkę - jednak nie po to aby kapać się w strumieniu :) , ani też nie w poszukiwaniu kwiatu paproci :)- tylko po kwiaty na wianek.
Już samo chodzanie między polnymi roślinami zrelaksowało mnie ogromnie, a splatanie ich w wianek dopełniło tylko ten stan relaksu.























W międzyczasie zrobiłam obrazek z motywem komponującym z wiankiem ..
W jadalni zrobiło się teraz bardzo ziołowo..







Pozdrawiam czerwcowo...


sobota, 19 czerwca 2010

Lustra do łazienki.



Truskawkowo zrobiło się na wszystkich blogach, więc mały akcent na początek i u mnie.
 Uwieczniłam pierwsze okazy, aby potem w szare, zimowe dni wspominać te najwspanialsze ze wszystkich owoców...




Przechodząc do tytułu dzisiejszego posta:
Sobota okazała się owocna twórczo..kto by pomyślał? To mój synek jest wyznacznią tego co i w jakiej ilości powstanie spod mojej niespokojnej wciąż ręki. W głowie mam tysiąc pomysłów, w garażu tysiąc półproduktów, w kartonie tysiące pędzli, a na półce tysiące farb...I tylko czekam,  aż mały utnie sobie drzemkę..Kiedy przymyka sennie jedno oko - ja już jedną nogą jestem w garażu, kiedy dokłada drugie - ja już mam radość twórczą w swoich oczach i nadzieję na nieprzerwane, długie mazianie..
Dziś udało mi się dokończyć lustra do łazienki. Od początku wiedziałam jak mają one wyglądać i za żadne skarby nie chciałam się zgodzić na nic innego. Szukałam, szukałam i szukałam..A kiedy nic satysfakcjonującego nie znalazłam postanowiłam zrobić je sama..Oczywiście z drobną :) pomocą stolarza i szklarza..Wyrysowałam, cofałam do poprawek i w końcu zaakceptowałam..A potem już tylko malowanie, przecieranie itp.

Dziś  dodałam jeszcze przysłowiową wisienkę torcikową:) Co prawda decor w pierwszym zamyśle miał być drewniany, ale nigdzie takiego nie mogłam znaleźć, więc jest "graficzny". Na zdjęciach dobrze nie widać, ale znajdują się na nim maleńkie ptaszki... I jestem bardzo zadowolona z efektu.Można się teraz przeglądać do woli! ;)
Zobaczcie same:

Before:


After:


               






















Dzień zdecydowanie zaliczam do udanych twórczo, oby takich było jak najwięcej!
Pozdrawiam Was gorąco, dziękuję za wszystkie przemiłe maile i komentarze!!!


niedziela, 13 czerwca 2010

Kolorowe jarmarki i urok maleńkich sklepików...

Dziś będzie o jarmarkach lub jak kto woli targach, ryneczkach..
Oglądałam sobie ostatnio zdjęcia z ostatniego wyjazdu do południowej Francji, tak ukochanej przeze mnie Prowansji. Szczególnie rozmarzyłam się wspominając przecudnej urody targowiska, bazarki, stragany..Ileż w tym natury! ileż niewymuszonego piękna!  spacerując niespiesznie między niedbale- a jednak urokliwie rozłożonymi stołami uginającymi się pod rumianymi pomarańczami, pachnącymi cierpko oliwkami i słojami złocistego miodu - doświadcza się tam prawdziwego relaksu robiąc swoje zakupy..Grzebiąc w owocach, przebierając w warzywach i gładząc w zielach i kwiatach...Swoista mieszanina zapachów, kolorów i dźwięków...A kiedy to już napełni się swój słomkowy koszyk, pogaworzy luźno z przemiłymi sprzedawcami, opuszczając targ należy skierować się do jednego z licznych małych sklepików..Zależnie od potrzeby i zachcianek, do wyboru: maleńkie piekarnie miło odurzające zapachem francuskich rogalików , sklepiki z fikuśnymi ciasteczkami pakowanymi w retro-puszki, bądź też francuskie "cepelie" z uroczymi , ręcznie haftowanymi serwetami i obrusami...A dookoła wszędzie lawenda i  drzewka oliwne..
Czy tego wszystkiego idzie doświadczyć robiąc w pośpiechu zakupy w wielkopowierzchniowych marketach głośnych, z przetworzoną żywnością? Nigdy! Ale sami tego chcieliśmy i to wspieramy..Francuscy kupcy i handlowcy skutecznie zablokowali duże markety, ocalając tym samym urok swoich miast i miasteczek..A komu tęskno do marketu , ten jedzie na obrzeża miasta..I wszyscy zadowoleni..
Ach, tęsknię za takimi małymi sklepikami na rynkach naszych miast. Dziś tylko wszędzie banki i banki...Przypomina mi się z dzieciństwa szczególnie jeden taki maleńki sklepik ze słodyczami, o wdzięcznej i tajemniczej nazwie "Słodka Dziurka"..Smak ptysi i czerwonej oranżady w woreczkach pamiętam do dziś..
Krótka fotorelacja na  temat:


















































Pozdrawiam wszystkich zaglądających do mojego białego Kredensu i dziękuję za miłe wpisy i komentarze.

środa, 2 czerwca 2010

Taca i słodkie co nieco.

Tak to już jest , że jak najdzie mnie ochota na słodkie, to nie ma siły aby sama przeszła...
A że pora jest prawie letnia (wiem, wiem, ani to prawie, ani letnia..) to o tej porze roku częstym gościem w naszym domu  jest tarta..
Tarta ma w sobie coś takiego sielskiego i romantycznego..Szczególnie taka z owocami sezonowymi..Tym razem padło na rabarbar...Podczas pieczenia pachniało w całym domu, a zapach ciasta działał na wszystkich domowników kojąco i wprowadził w dobry nastrój.. 
Jedyną wadą takiego ciasta jest to , że tak szybko znika z foremki :







Przepis na tartę:
- 250 g mąki
- 3 łyżki drobnego cukru
- szczypta soli
- 3 jajka
- 100g masła
- 150ml mleka
- 150 ml śmietany słodkiej
- olejek pomarańczowy
- cukier waniliowy
- rabarbar lub inne owoce

Uformować kulę z mąki, cukru,soli, żółtka, masła w kawałeczkach i ok.1/4 szklanki wody.
Ciasto zawinąć w folię i włóżyć do lodówki chociaż na godzinę.
Owoce pokroić i przysypać cukrem. Odstawić.

Masa śmietanowa:
Wymieszać mleko ze śmietaną,dodać 1 żółtko i 2 jajka, 3-4 łyżki cukru i całość lekko ubić. Dodać olejek, 
ewentualnie cukier waniliowy.

Ciasto rozwałkować i przełożyć do formy wysmarowanej wcześniej masłem.
Ponakłuwać ciasto, aby nie rosło. Piec ok.20min, do zarumienienia w temp.180 stopni.
Na podpieczony spód rozłożyc owoce i zalać masą śmietanową.
Piec ok.20 min.

Przy szykowaniu kawy z ciastem okazało się, że nie mam porządnej tacy, pasującej do stylu mojego domu . Dlatego też na własne potrzeby zrobiłam taką oto tacę:

                                                                        BEFORE:


AFTER:



















Dziękuję Wszystkim za miłe komentarze i maile.
Pozdrawiam czerwcowo z nadzieją na słoneczne dni!