Noc Świętojańska to wspaniały dowód na to, że niektórych pogańskich zwyczajów po prostu nie da się wykorzenić i trzeba z nimi iść na kompromis..
Dawniej tej nocy zaczynało się od ognia - na wzgórzach i polanach rozpalano ogniska, wokół których tańczyły przepasane zielami młode dziewczęta. Chłopcy skakali przez płomienie, śpiewali pieśni miłosne, a przed północą ruszano w poszukiwaniu kwiatu paproci...Po tych obrzędach przechodzono do kąpieli wodnych..Wierzono, że wszelkie kąpiele, czy to w strumieniu, czy w porannej rosie, zmyją z człowieka chorobę i troski..Potem następowały obowiązkowe wróżby ze spławianych rzeką wianków..
A my??
Najdłuższy dzień mamy za sobą, choć wciąż do późnych godzin jest jasno..Upajam się tym i chłonę widok jasnego nieba , mimo że grubo po 22... Aż trudno uwierzyć, że to nie potrwa wiecznie.
Aby więc zatrzymać i zamknąć na dłużej te jasne i pachnące łąką noce, wybrałam się na niedaleką łąkę - jednak nie po to aby kapać się w strumieniu :) , ani też nie w poszukiwaniu kwiatu paproci :)- tylko po kwiaty na wianek.
Już samo chodzanie między polnymi roślinami zrelaksowało mnie ogromnie, a splatanie ich w wianek dopełniło tylko ten stan relaksu.
W międzyczasie zrobiłam obrazek z motywem komponującym z wiankiem ..
W jadalni zrobiło się teraz bardzo ziołowo..
Pozdrawiam czerwcowo...