Uwielbiam ten dzień, przepełnia mnie w nim radość i wiele ciepłych uczuć...lubię się rozmarzyć ... dwoje całkiem obcych sobie niegdyś ludzi, dwie oddzielne istoty, odrębne życia toczące się swoim rytmem...
a marzenia??? okazuje się , że te same...i być może to właśnie one skrzyżowały nasze drogi - najpierw małą ścieżkę, aleję , by w końcu utworzyć pewną, twardą, stabilną , wspólną drogę...
Mimo nawału zajęć od bladego świtu do późnego wieczora, zależało mi by stworzyć dla Mojej Najukochańszej Istoty jakiś miły prezent tego dnia. I wiedziałam, że albo zdążę z wszystkim - z prezentem i kolacją i będzie wspaniale, i romantycznie, albo Mały Obywatel pełniący niejako funkcje dyktatorskie w naszym domu ( kto zgadnie o kim mowa? ) trochę nagnie moje plany i będzie klops...jeden wielki.
I mimo iż usypianie maludy się przeciągnęło, ja w powijakach, maszyna ledwo na stół wytargana, kolacja jeszcze w półproduktach, mąż kołatką prawie do drzwi puka- zdążyłam i z chwilą zapalania ostatniej świeczki, Mój Oczekiwany Rocznicowy, wszedł do domu.
Kolacyjnie - pierwszy raz w życiu robione tortille. Wyszły znakomicie , że tak nieskromnie powiem, choć zawsze sobie obiecuję, że w ważnych momentach i to jeszcze na szybko , nie będę eksperymentować ( mam złe doświadczenia z tortem kajmakowym ://// )
Prezentowo - Poduszka , od A do Z hand made...może mało męskie, ale za to romantyczne...a w końcu o romantyzm tu najbardziej chodzi...A przy okazji i moje oko będzie cieszyć:) ( to powinno być małymi literami - przyp. red. )
Poduszeczkę wręczałam jeszcze ciepłą, a ostatnią nitkę obgryzłam zębami w momencie dźwięku kołatki do drzwi. Jeszcze igła mi w maszynie poszła, stopka się rozpadła, jedna tortilla lekko przypaliła...ale kto to tam wie i kto o tym będzie pamiętał...liczy się, że było wspaniale, romantycznie i tylko we dwoje...
W międzyczasie ( co to w ogóle za słowo?) zrobiłam sobie niespodziewanie całkiem przyjemny obrazek. Drukarka była w trakcie drukowania na płótnie , a ja napotkałam tą sympatyczną panią w necie. Ona zalotnie mrugnęła do mnie i teraz mieszka sobie w moim domu. ( wiem, wiem, to już trzeba leczyć...)
A nasz dzień zaczął się w kolorze ciemnego fioletu...eustoma - moja miłość ( jedna z wielu )
Dostałam od Męża wielki bukiet..Chyba już w końcu wszyscy nauczyli się, że jeśli kwiaty dla mnie - to tylko "luzem", żadnych kwiaciarskich "złotek" i kokardek...( I broń Boże pomarańczowe róże !)
Tuż za naszą rocznicą ślubu swoje urodziny obchodzi moja młodsza siostra. Ale o prezentach dla jubilatek w następnym poście.
Dziś swoją rocznicę ślubu obchodzili(by) moi Kochani Rodzice...i choć od 4 lat nie jest to już to tak radosny dzień jak kiedyś, jednak zawsze pozostaje dla nas wszystkich szczególny, pamiętliwy i na swój sposób miły.
Z tej okazji zrobiłam ze zwykłej tablicy korkowej - na którą to już od dawna się czaiłam - swoiste tło, takie trochę retro, udaje że ma trochę lat, że niby stare...ze ślubnym czarno-białym zdjęciem Rodziców prezentuje się - myślę - właściwie. Uwielbiam stare ślubne zdjęcia...
I znów w " międzyczasie" - nawinęło mi się surowe lusterko, a że wszystko co surowe i drewniane uwielbiam, oczywiście je postarzyłam. Tworzy teraz zgraną parę "staruszków" z w.w ramką.
A w poniedziałek Moja Kochana Mamusia ma swoje urodzinki. Osiemnaste rzecz jasna! już prezent dla niej "się robi"...
Jest tu ktoś w ogóle o tej porze???
Pozdrawiam wszystkich mniej lub bardziej uzależnionych.
Szczególnie nową członkinię Madzię:)