sobota, 21 sierpnia 2010

Rocznice Sierpniowe.

Sierpień to w naszej rodzinie miesiąc szczególny...Druga połowa miesiąca to u nas swoisty maraton świętowania..Prym wiodą tu wszelkie rocznice, a to zapoznania , a to urodzin, a to wreszcie te najmilsze - rocznice ślubu..Złożyło się tak, że tenże maraton od 3 lat otwieramy MY swoją rocznicą ślubu...
Uwielbiam ten dzień, przepełnia mnie w nim radość i wiele ciepłych uczuć...lubię się rozmarzyć ... dwoje całkiem obcych sobie niegdyś ludzi, dwie oddzielne istoty, odrębne życia toczące się swoim rytmem...
a marzenia??? okazuje się , że te same...i być może to właśnie one skrzyżowały nasze drogi - najpierw małą ścieżkę, aleję , by w końcu utworzyć pewną, twardą, stabilną , wspólną drogę...
Mimo nawału zajęć od bladego świtu do późnego wieczora, zależało mi by stworzyć dla Mojej Najukochańszej Istoty jakiś miły prezent tego dnia. I wiedziałam, że albo zdążę z wszystkim - z prezentem i kolacją i będzie wspaniale, i romantycznie, albo Mały Obywatel pełniący niejako funkcje dyktatorskie w naszym domu ( kto zgadnie o kim mowa? ) trochę nagnie moje plany i będzie klops...jeden wielki.
I mimo iż usypianie maludy się przeciągnęło, ja w powijakach, maszyna ledwo na stół wytargana, kolacja jeszcze w półproduktach, mąż kołatką prawie do drzwi puka- zdążyłam i z chwilą zapalania ostatniej świeczki, Mój Oczekiwany Rocznicowy, wszedł do domu.
Kolacyjnie - pierwszy raz w życiu robione tortille. Wyszły znakomicie , że tak nieskromnie powiem, choć zawsze sobie obiecuję, że w ważnych momentach i to jeszcze na szybko , nie będę eksperymentować ( mam złe doświadczenia z tortem kajmakowym ://// )
Prezentowo - Poduszka , od A do Z hand made...może mało męskie, ale za to romantyczne...a w końcu o romantyzm tu najbardziej  chodzi...A przy okazji i moje oko będzie cieszyć:) ( to powinno być małymi literami - przyp. red. )
Poduszeczkę wręczałam jeszcze ciepłą, a ostatnią nitkę obgryzłam zębami w momencie dźwięku kołatki do drzwi. Jeszcze igła mi w maszynie poszła, stopka się rozpadła, jedna tortilla lekko przypaliła...ale kto to tam wie i kto o tym będzie pamiętał...liczy się, że było wspaniale, romantycznie i tylko we dwoje...











W międzyczasie ( co to w ogóle za słowo?) zrobiłam sobie niespodziewanie całkiem przyjemny obrazek. Drukarka była w trakcie drukowania na płótnie , a ja napotkałam tą sympatyczną panią w necie. Ona zalotnie mrugnęła do mnie i teraz mieszka sobie w moim domu. ( wiem, wiem, to już trzeba leczyć...)







A nasz dzień zaczął się w kolorze ciemnego fioletu...eustoma - moja miłość ( jedna z wielu )
Dostałam od Męża wielki bukiet..Chyba już w końcu wszyscy nauczyli się, że jeśli kwiaty dla mnie - to tylko "luzem", żadnych kwiaciarskich "złotek" i kokardek...( I broń Boże pomarańczowe róże !)















Tuż za naszą rocznicą ślubu swoje urodziny obchodzi moja młodsza siostra. Ale o prezentach dla jubilatek w następnym poście.
Dziś swoją rocznicę ślubu obchodzili(by) moi Kochani Rodzice...i choć od 4 lat nie jest to już to tak radosny dzień jak kiedyś, jednak zawsze pozostaje dla nas wszystkich szczególny, pamiętliwy i na swój sposób miły.
Z tej okazji zrobiłam ze zwykłej tablicy korkowej - na którą to już od dawna się czaiłam - swoiste tło, takie trochę retro, udaje że ma trochę lat, że niby stare...ze ślubnym czarno-białym zdjęciem Rodziców prezentuje się - myślę - właściwie. Uwielbiam stare ślubne zdjęcia...

 









I znów w " międzyczasie" - nawinęło mi się surowe lusterko, a że wszystko co surowe i drewniane uwielbiam, oczywiście je postarzyłam. Tworzy teraz zgraną parę "staruszków" z w.w ramką.










A w poniedziałek Moja Kochana Mamusia ma swoje urodzinki. Osiemnaste rzecz jasna! już prezent dla niej "się robi"...


Jest tu ktoś w ogóle o tej porze???
Pozdrawiam wszystkich mniej lub bardziej uzależnionych.
Szczególnie nową członkinię Madzię:)


poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Stało się - wtargnęłam do pokoiku synka !!! cz.2.

Leje, burza...pochmurno...Na Waszych blogach także dziś jakoś jesiennie! Tu nastrojowe świece, tam znowu ciasteczka niczym na Boże Narodzenie ... Poczułam , że lato w końcu nam się skończy i wejdziemy właśnie w takie tematy...Dlatego chcę uchwycić różne aspekty lata, z jego zapachami, smakami, kolorami...a moimi odczuciami, czynnościami, myślami...
Obecny czas wyjątkowo u mnie zakręcony...a raczej podkręcony. W kawiarni - jak to latem - klientów w brud!!! cieszy, ale też wymaga wzmożonej pracy nas wszystkich , od samego rana do samego wieczora.
Jakiś czas temu wprowadziliśmy do menu przeróżne sałaty. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy ich " nie podrasowali" autorsko..Smakują znakomicie, a co najważniejsze - wyglądają mega oryginalnie! ( kolejność zamierzona!) Trochę to nie skromne, ale tym razem sobie pozwolę, gdyż klienci mnie do tego upoważniają...Wychwalają w niebogłosy! Ostatnio jeden pan, należący raczej do grupy " ą-ę " i niezapowiadający się na takiego, co to chwali - rzekł, że do naszego hasła ( Najlepsza kawa w mieście) dopisałby jeszcze NAJLEPSZE SAŁATY W POLSCE! :) Takie momenty naprawdę baaardzo cieszą. I motywują !
Dodatkowo otwieramy teraz jeszcze sklep i...znowu remonty, remonty, remonty...Ale człowiek potrzebuje do życia wyzwań! :)

Po tym przydługim jak zwykle wstępie przejdę do meritum, czyli do tytułowego Dawidkowego pokoiku - kolejnej obiecanej odsłony ( brzmi szumnie a o drobiazg chodzi )
Retro - poduszki z motywem dziecięcym prezentowałam w poprzednim poście..Tak mi się ten wzór spodobał, że mimo iż nie jestem zwolenniczką " komplecików a'la buciki i torebeczka", dorobiłam jeszcze wieszaczek..A raczej przerobiłam pewną deseczkę...Ale nie byłabym sobą, gdybym nie wykopała i nie przywróciła do życia kolejnego nieużytku.
Teraz wreszcie mam na czym zawiesić szatkę , którą to uszyłam i podarowałam mojemu bobaskowi kiedy przyjmował Sakrament Chrztu Świętego.Wówczas nie byłam jeszcze szczęśliwą posiadaczką maszyny do szycia, ale upór wygrał z niemocą..

A! Lavendula skromna, ale pachnie i cieszy podwójnie - bo to pierwszy i jedyny zbiór z mojej "plantacji".....
( dużo dziś tych szumnych słów )
Trele- morele, dosyć gadania, oto co wyszło:















Rameczki shabby chic'owe to mój nieuleczalny nałóg....Ale przynajmniej nie palę i nie piję ;))




Tylko po co to wszystko, skoro wspominany tu wielokrotnie obywatel D., od jakiegoś czasu wyjątkowo upodobał sobie sypialnię rodziców :/ HELP!
Mój Muchomor - Dwuzębnik Niepospolity :









Pozdrawiam wszystkich zaglądających i dziękuję za miłe słowa pod poprzednim postem!

środa, 4 sierpnia 2010

Stało się...wtargnęłam do pokoiku synka! cz.1

I to z impetem! Od jakiegoś czasu był on na mojej mapie, mapie domowego wędrowcy - artysty :)
Poszalałam, oj poszalałam! Mój mąż jak wychodzi teraz z domu , to z uśmiechem na twarzy mówi do Dawidka : "tylko pilnuj, żeby nam mama całego domu nie przemalowała :) "...no,tego nie mogę obiecać!
Nim pokażę com tam Ci ja zmajstrowała, chciałam o refleksji jaka mnie naszła " podczas"..
A mianowicie, że nim nastał ten przyjemny moment wojowania pędzlem w pokoiku dziecinnym, musiało minąć trochę czasu..Najpierw nasze dzieciątko było w planach, później w staraniach ...by w końcu zaistnieć..najpierw w bladziutkiej kreseczce na teście ciążowym, która to przybierając na sile wyzwalała z sekundy na sekundę coraz większą radość w nas... Następnie w motylich skrzydłach, kiedy to poczułam pod sercem pierwsze, delikatne muśnięcia jego małych stópek ( lub rączek )...Później niezidentyfikowany embrionik przerodził się w informację " Dziewczynka "...jej, córka...Weronika - to było jasne! Rosnący powolutku brzuszek towarzyszył mi  przez całe lato, w towarzystwie nieproszonych mdłości..Decyzja :dom! wspaniale! próby różowych i wrzosowych kolorów do pokoiku..I ten moment, kiedy to dzieciątko podjęło swoją pierwszą w życiu decyzję : Wychodzę! Skurcze, porodówka, nieocenione wsparcie mojego Kochanego Męża i......Niespodzianka roku! być może życia! :))) "JEST SYN!!!!" :) Podwójna radość, podwójny szok :)
A teraz jak nigdy nic, majtam sobie pędzlem, a w sercu rozpiera mnie miłóść , przeogromna radość i ...artystyczne szaleństwo! A tego posta piszę między jedną a drugą łyżeczką, którą właśnie to karmię tą najsłodszą , jednozębną mordeczkę, co to właśnie nauczyła się mówić " bam" na upuszczane przedmioty :)
Po tym przydługim wstępie - oto moje ostatnie " dzieła":
Najpierw komody..znane zapewne wszystkim ikeowe komódki , które to w oryginale miały wątpliwej urody, przejrzyste fronty. Trochę ktoś nie pomyślał, gdyż wszystko ,co było w szufladach prześwitywało...Irytowało mnie to strasznie! a co robi w takiej sytuacji nieuleczalnie chora na chorobę " białego pędzla" ??? pytanie jest niejako retoryczne...











Ciekawe, czy w takiej wersji znalazłyby klienta??

Mojej nowej maszynie do szycie nie daję za dużo wytchnienia. Ostatnio idzie produkcja poduszek, poszewek  i naszywek. Mam taki swój ulubiony motyw z dziećmi, który to sobie wydrukowałam na płótnie , obszyłam koroneczką i naszyłam na uszyte wcześniej podusie..a, że nie mogłam się zdecydować czy białą koronką obszyć, czy beżową, powstały dwie niemal identyczne..Krzesło po liftingu znacie z poprzedniego postu...





















A to jednozębny mieszkaniec rzeczonego pokoiku co to 9 miesięcy dziewczynę udawał:



Część druga posta niebawem ...
Pozdrawiam Was wszystkie gorrrąco, dziękując za przemiłe wpisy pod poprzednim postem!

niedziela, 1 sierpnia 2010

Wisieńka na torcie czyli wykończenie okna...

Po pierwsze chciałam baaardzo podziękować za wpisy pod ostatnim postem - za ciepłe, serdeczne życzenia imieninowe od Was, Kochane Koleżanki! Jest mi ogromnie miło..Pozostaje mi tylko zaprosić Was wszystkie na zaległą imieninową kawkę!
Zawitał sierpień , a wraz z nim kolejny rzut truskawek! Ja truskawek nigdy nie mam dosyć i aż żal pomyśleć, że wkrótce zakończy się ich beztroskie podjadanie. W domu panoszą się również borówki i jagody .I choć od początku sezonu owocowego obiecuję sobie, że poczynię małe zaprawy, póki c na zbieraniu małych słoiczków się kończy. I na ofotografowaniu ich z każdej strony...










W moim "atelier" dużo się ostatnio działo..Nowy nabytek w postaci maszyny do szycia , od razu poszedł ostro w ruch..Cieszę się z niej strasznie, bo była brakującym elementem w tej całej mojej twórczej układance..Owszem, szyłam ręcznie, ale zajmowało to często zbyt dużo czasu - a ja jestem niecierpliwa i lubię mieć tu i teraz, szybko i od ręki.
Zaczęłam od wykończenia roletek w sypialni. Uszyte i zawieszone były już dawno, ale dla mnie wciąż niesatysfakcjonujące. Wynalazłam w necie grafikę, przeniosłam na bawełnę, obszyłam koronką i voila!
Pierwsze śliwki co prawda trochę robaczywki, ale przynajmniej od początku do końca moje własne, niepowtarzalne.













Ostatni czas był wyjątkowo twórczy. Dokończyłam wszystko co było napoczęte, każde pomieszczenie otrzymało coś nowego, ale podzielę to na kolejne posty, by nie było chaotycznie i przydługawo..
No, może pokażę jeszcze  krzesła,  gdyż będą one stanowiły tło do kolejnych prezentowanych prac. 
Krzesełka zyskały nowy look, świetnie wtapiają się teraz w klimat i charakter pomieszczeń. Nałożyłam kilka odcieni szarości i biel , a potem wszystko przetarłam. Nieskromnie powiem, że jestem zadowolona z efektu:




Tymczasem pozdrawiam niedzielnie!