Szaleństwo...Miłe szaleństwo..Malarz ze mnie w ostatnim czasie na całego! I ogrodnik, w jednym.

Znoszę do domu kolejne puszki białej farby, mojej wiernej towarzyszki życia ;) i kolejne sadzonki kwiatów.
Maluję i sadzę na dwa fronty, aranżuję w głowie podwójnie i podwójnie też przestawiam, ustawiam, wieszam i podwieszam...i podlewam oczywiście też :) Wszak i domowy tarasem jest ważny , i weranda w mojej kawiarni. I żadnego z tych miejsc nie umiem przesunąć na podium, tak więc działam jednocześnie razy dwa.
Myślę sobie, że dla moich sąsiadów widok mnie od rana szalejącej z pędzlami na ogrodzie, jest równie oczywisty co wschodzące słońce i nikogo już nie dziwi. Wbił się już w poranny krajobraz, który jawi im się tuż po odsłonięciu okien..Podobnie jest w kawiarni, gdzie w sezonie letnim dochodzi właśnie przykawiarniana weranda i która jest miejscem moich uniesień aranżacyjnych. Wyginam się w pozy niczym z jogi dla zaawansowanych, wspinam się - bywa, że nad głowami pijących kawę- by dowiązać ostatnią latarnię, czy upiąć wstążkę.
Mknę więc codziennie moim seledynowym rowerem między tą moją werandą, a moim domowym tarasem i przewożę w wiklinowym, białym koszu moje niezbędniki..Wszystkie prace wykonuję dość pospiesznie, aby wstrzelić się w pory karmień, zabaw i drzemek moich dzieci.
Myślę, że dobijam do końca...choć znając siebie, nie miną dwa pacierze, a już będę coś zmieniać..Znacie to???
Skrzynki po owocach zawładnęły mną w tym roku...Ale mają w sobie taki potencjał dekoracyjny, że nie umiem im się oprzeć. Bielę je farbą, a francuskie napisy maluję farbami do drewna..Raz wychodzą mi lepiej, raz gorzej, ale...w tym sielskim stylu, wszelkie takie niedociągnięcia nawet lubię ;) Polecam je jako element dekoracyjny zarówno na tarasy, jak i małe balkony. Świetnie wyglądają z kwiatami, a także z ziołami.
Dziś zdjęcia z kawiarnianej werandy...Wspomniane skrzynki widać w tle.
Stoliki w tym roku przemalowałam na biało i wyglądają o niebo lepiej..Jeszcze nie wszystkie doczekały się ukończenia, ale wiecie o tym tylko Wy i ja ;)
Stoliki w tym roku przemalowałam na biało i wyglądają o niebo lepiej..Jeszcze nie wszystkie doczekały się ukończenia, ale wiecie o tym tylko Wy i ja ;)
Poniższy świecznik jest moim ulubionym przedmiotem we wszelkich aranżacjach. Krąży więc nieustannie niczym księżyc, pomiędzy kawiarniami, a moim domem lub tarasem. Przywiozłam go parę lat temu z Francji, wyszukany i kupiony za 10 euro. Nie miałam pewności, czy nie odbiorą mi go przy odprawie...ale zaryzykowałam! Do dziś nie wiem, jak pozwolono mi go przewieźć w bagażu podręcznym(!), konfiskując za to słoiczek lawendowego miodu...
Dziś rano sadziłam w doniczki lawendę i ustawiałam ją na stoliki, zdejmując ostatnie już chyba konwalie..
Pachnie teraz obłędnie!
W tym roku wymyśliłam sobie taki właśnie odcień świec..A ponieważ jeśli chodzi o kolory nie idę na kompromis, trochę trwało zanim takie pudrowe znalazłam. Ale czy nie wyglądają wspaniale?
Na równie pudrowych wstążkach pozawieszałam motyle, a także plastikowe kubeczki, które mają wyglądać jak ogrodowe, małe klosze. Tanio i ciekawie..Wszystko cudownie powiewa nad głowami, przy najmniejszym choćby podmuchu wiatru...
Motyle powycinałam w podkładek śniadaniowych, w które zaopatrzyłam się właśnie w tym celu.
Zegar już znacie, zrobiłam go w zeszłym roku i pokazywałam wówczas na blogu.
Wisi sobie nad jednym ze stolików, a niebawem potowarzyszą mu granatowe, dorodne winogrona
Jak Wy zaaranżowałyście w tym roku swoje obejścia? Czy użyłyście także jakiś niecodziennych rozwiązań i dekoracji??
Chętnie zobaczę je na Waszych blogach!
Żegnam się tymczasem i zapraszam do mnie na kawę!
Może zorganizujemy jakieś spotkanie letnie szalonych dekoratorek?!
Otwieram listę!